Łączna liczba wyświetleń

piątek, 1 sierpnia 2014

O honor ziemiaństwa polskiego.

  • List otwarty do Społeczeństwa Polskiego, z dn. 19 XII 1993
  • Do Sejmu, Senatu, Prezydenta, Rządu i do Społeczeństwa Rzeczypospolitej Polskiej!
  •          Niniejszym zwracam się do wyżej wymienionych Instancji Narodowych z prośbą o anulowanie Ustawy/Dekretu o Reformie Rolnej PKWN (z dn. 1944-09-06) i o przywrócenie należnych mi praw własnościowych i spadkowych do majątków ziemskich:
  •                     Paniewo (ca 238 ha) pow. Konin (własność mojego Ojca Teodora Karnkowskiego),
  •                     Wiecinin (ca.389 ha) pow. Koło (własność mojego Dziadka Jana Bartoszewicza) i
  •                     Wiśniewa (ca.410 ha) pow. Konin (własność mojego Stryja Jerzego Karnkowskiego).
  •          Majątki te zostały przekazane w stanie niezniszczonym wraz z zabudowaniami, zasiewami, inwentarzem żywym i martwym zgodnie z odpowiednimi protokółami służbie folwarcznej, w ramach pozyskiwania zwolenników przez ówczesne władze komunistyczne. Wartości te podobnie jak wartości uzyskane w późniejszym czasie przez tzw. nomenklaturę należy uznać jako pochodzące z kolaboracji z ustrojem komunistycznym i po upadku tego ustroju należy zwrócić właścicielom, wzgl. spadkobiercom zgodnie z odpowiednimi ogólnie obowiązującymi zasadami prawa cywilnego.
  •          Uważam, że Państwo i Społeczeństwo Polskie (zgodnie z Kartą Praw Człowieka) nie może dopuszczać do dyskryminacji jednej warstwy społeczeństwa przez inną i powinno dbać o przywrócenie zasad prawa cywilnego na swym terenie. Reforma Rolna była oparta na państwowym akcie prawnym i z dobrodziejstwa jej korzystało pośrednio całe społeczeństwo (brak potrzeby płacenia renty gruntowej), RP przejęła wszystkie aktywa i pasywa po PRL dlatego uważam, że jest w pełni odpowiedzialna za właściwe załatwienie tej sprawy i koszty tej operacji nie mogą w żadnym przypadku obciążać osób poszkodowanych tzw. Reformą Rolną, ani ich spadkobierców.
  •          Zgodnie z zasadami prawa cywilnego dla sprawy nieistotne są narodowość, obywatelstwo, miejsce zamieszkania, czy rasa właścicieli wzgl. spadkobierców; istotne jest jedynie czy są prawnymi właścicielami, wzgl. spadkobiercami czy nie.
  •          Jestem przekonany, że w/w argumenty zostaną uwzględnione, właściwe ustawodawstwo odpowiednio dopasowane, a moja prośba spełniona, za co z góry składam podziękowania.
  •          Kazimierz KARNKOWSKI (Baden, Szwajcaria)

    Komentarz: Wywłaszczenie i jego geneza.
  •          • W Ciągu mojego życia dwa razy byłem wypędzony z domu rodzinnego. Raz przez Niemców w 1939 r. 3, a drugi raz przez Polaków po powrocie z wysiedlenia w 1945 r. Nie chciałbym, żeby mi się w przyszłości te dwa fakty kojarzyły.
  •          • W 1945 r. zostałem z domu rodzinnego wypędzony, a dom moich Rodziców został zburzony, abyśmy, jak powiedzieli tamtejsi mieszkańcy nigdy tam już nie wrócili. Postępowanie podobne jak obecnie w Bośni, nad którą leje się nieszczere łzy krokodyle; zamiast czystki etnicznej, praktykowana była wówczas czystka klasowa. Taki sam los spotkał moich Dziadków, Wujów, Stryjów i krewnych ze strony mojej i mojej żony razem kilkadziesiąt tysięcy polskich rodzin.
  •          • Osoby, które wypędzały nas z naszych domów rodzinnych nie miały z ideologią komunistyczną nic wspólnego. Ich motywem była jedynie chęć koniunkturalnego wzbogacenia się za cenę kolaboracji z reżimem komunistycznym.
  •          • Brak ziemi nie może tu być argumentem. W 1945 r. na tzw. Ziemiach Odzyskanych ziemi było więcej niż chętnych.
  •          • Argument, że ludzie, którzy uzyskali ziemię z parcelacji zapracowali na to przez stulecia pańszczyzny nie wytrzymuje krytyki. Sprawa pańszczyzny została załatwiona przez uwłaszczenie w XIX w. (zainteresowanych odsyłam do książki A. Bienia: „Bóg wysoko dom daleko").
  •          • Ciekawe, że przy prywatyzacji nie oddano robotnikom i pracownikom na własność względnie do ewentualnego spieniężenia fabryk, hut i kopalni zbudowanych w czasie PRL. Przecież ci też tam pracowali, a analogia narzuca się sama przez się.
  •          • Twierdzenie, ze jakoby jednej niesprawiedliwości nie można zastępować nową krzywdą jest niemożliwe do zaakceptowania. Od kiedy to zwrócenie komuś jego własności nazywa się krzywdą. Na taką argumentację czekały pokolenia zwykłych złodziei.
  •          • Należy odrzucić także ewentualny zarzut prywaty. Dochodzenie prawa własności jest jedną z podstawowych zasad prawa cywilnego i z prywatą nie ma nic wspólnego.











  • Dlaczego w Polsce nie ma reprywatyzacji? UKRYTA PRAWDA.

    Uczciwa, rodzinna własność skutecznie przeciąga wahadło wyborcze na prawą stronę. Stwarza potężna grupę ludzi o ugruntowanym poczuciu swego miejsca w życiu społecznym.




    W przypadku powrotu prawdziwych, polskich elit natychmiast opadłby blichtr z różnorakich „dyżurnych katolików”, podejrzanej konduity „pasterzy”, nowych europejczyków maści wszelkiej - primo voto wyznawców Lenina i Stalina oraz unii pod egidą Kominternu, gwiazd dziennikarstwa i nadredaktorów, o „autorytetach moralnych” i niemoralnych nie wspominając. Polacy zdefiniowaliby w końcu swoje zasadnicze interesy i nie głosowaliby od Sasa do lasa, pod dyktando mediów. Uczciwa, wielopokoleniowa, rodzinna własność bowiem skutecznie przeciąga wyborcze wahadło na prawą stronę. Stwarza potężną grupę ludzi o ugruntowanym poczuciu swego miejsca w życiu społecznym. Stwarza stały, prawicowy elektorat, co doskonale dyscyplinuje partie polityczne.

    Niezależne ekonomicznie polskie elity, oparte na prywatnej, wielopokoleniowej własności i tradycji nie ulegną tak łatwo wpływom obcych i rodzimych antypolskich sił. Zbyt wiele miałyby do stracenia, w tym nazwisko, twarz i honor, pojęcia kompletnie niedostępne większości dzisiejszych polityków. Własność i tradycja tworzy bowiem klasę polityczną o silnym instynkcie państwowym, o klarownych aspiracjach, niekoniunkturalnych i bardziej weryfikowalnych. Iluż mamy wyrazistych posłów? Nie chodzi o oryginałów, hucpiarzy, zadymiarzy czy oczywiste ułomności umysłowe. Pytam o posłów, o których wiemy z całą pewnością, o co konkretnie walczą w naszym imieniu i czy w ostateczności nie poddają się tzw. dyscyplinie partyjnej, co nimi kieruje, jaki duch? Gdzie są dobre, polskie nazwiska w rządzie, administracji, parlamencie, w dyplomacji? W dziennikarstwie w końcu, skoro mamy epokę wszechwładztwa mediów? Tak oczywiste w kręgach ziemiańskich przed wojną, ale i do dzisiaj, pytanie: „a z których to ……skich?” nie było li tylko oznaką kastowości. Było natychmiastowym ustaleniem, z kim ma się do czynienia, czy jest to osoba godna zaufania etc.. Gdy dzisiaj zadamy takie pytanie w stosunku chociażby do „autorytetów moralnych” – to włos jeży się na głowie! / „Panie redaktorze, a z których to Michników?”/

    Tak więc te „autorytety”, jako się rzekło, ustaliły pod Okrągłym Stołem, że po tak znojnej, gangsterskiej robocie ich tatusiów trwającej od 1944 roku, w nowej Polsce prawdziwych, polskich elit nie będzie, ergo – nie zwróci się majątków polskim przemysłowcom, ziemianom, kupcom, rolnikom, właścicielom domów i parceli, by, opierając się na własności, nie wysforowali się w sposób naturalny na szpicę społeczeństwa. Wygląda na to, że było to jednym z warunków dopuszczenia do oficjalnego życia politycznego dla wszelkich, systemowych ugrupowań, z opozycyjnymi włącznie. Obok, naturalnie, panaMichalkiewiczowskiego „my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych”.

    Łże-elity? To prawda. Wykształciuchy? Też prawda. Brak prawdziwych, polskich elit? Całkowita prawda. Niechęć do odtworzenia właśnie tych prawdziwych elit? Absolutna prawda, dotycząca, niestety, również formacji, która rozbudziła nadzieję na prawdziwą Polskę, czyli Prawa i Sprawiedliwości. Swoją wypowiedzią przed wyborami parlamentarnymi w 2005 roku, że jest przeciwnikiem reprywatyzacji, Jarosław Kaczyński sprawił, że duża część osób, oczekujących na zwrot zagrabionej własności przerzuciła ostatecznie swoje głosy na Platformę, wtedy będącą oficjalnie /choć pozornie/ „za”. Głosowali po prostu za swoją wytęsknioną własnością. Gdyby Kaczyński tych głosów nie stracił – być może inaczej wyglądałyby proporcje w sejmie, a i rządy PiSu.

    Trudno to wytłumaczyć „przeoczeniem” wytrawnych polityków, stojących na czele tej partii, zda się, szanujących polską historię i tradycję, chcących umocnienia państwa. Widocznie niechęć Pisu do reprywatyzacji musi mieć chyba inne uwarunkowania. Postępowanie w myśl dyrektywy Michnika, przytoczonej na początku, by nie uszczuplać złodziejskiego majątku kumpli od geszeftu okrągłostołowego? Niedopuszczenie do powrotu prawdziwych, polskich elit, by zachować całkowitą władzę nad zbaraniałym, pozbawionym możliwości ekonomicznych - a więc i politycznych - narodem? Zamienionym w stado bydła roboczego do płacenia podatków i wieczystych „odszkodowań” międzynarodowym filutom wiadomego „przemysłu”, czy też kolejnym filutom od przekrętu z CO2? Nie mającego wpływu na narodowe bogactwa naturalne? Rządzonym de facto przez media, w których to koło łże-elit się zamyka? A może chodzi o jakieś europejskie, bliskowschodnie czy amerykańskie układy, zawarte ponad narodem?

    Dlaczego kłamliwie wmawia się Polakom, że państwa nie stać na reprywatyzację? Że reprywatyzacja obciąży podatników? Że, jak to ujął Jarosław Kaczyński, nie ma powodu, by biedny, polski podatnik płacił byłym właścicielom? Kto więc czerpał zyski przez 67 lat z używania cudzego majątku? Kto, w paskudnym, paskarskim procederze handluje od 1989 roku tym majątkiem, mimo zastrzeżeń dawnych właścicieli i spadkobierców? Na co są przeznaczane zyski z tego paserstwa?

    Zdaje się, że najbardziej emocjonuje przeciwników reprywatyzacji własność ziemska. Otóż
    ziemianie nie chcą pieniędzy! Chcą zwrotu ziemi i domów, lub tego, co z tych domów pozostało. NIE ROSZCZĄ SOBIE PRETENSJI DO ZIEMI, KTÓRĄ DOSTALI CHŁOPI W RAMACH REFORMY ROLNEJ /Uchwała Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego/. Ziemianie chcą reprywatyzacji w naturze i zwrotu 100% własności tam, gdzie jest to możliwe, lub reprywatyzacji mieniem zamiennym, bądź bonami kapitałowymi.

    Jak się rzekło, nikt tej ziemi z Polski nie wywiózł na szczęście. Na północy i zachodzie Kraju ciągną się popegeerowskie pustki i ugory, owo mienie zamienne /ale przecież nie jedyne/.  Na co i na KOGO ta ziemia czeka? KTO zasuflował uchwalenie drańskiego prawa, na podstawie którego za mała chwilę KAŻDY będzie mógł kupić w Polsce ziemię rolną? KOGO będzie na to stać? Już Niemcy tylko przebierają nogami, by w ramach jakiejkolwiek polityki, np. regionalnej, objąć te ziemie w ponowne posiadanie i w sposób pokojowy odwrócić skutki rozpętanej przez siebie wojny. Państwo niemieckie zawsze miało pieniądze na wspieranie swoich obywateli w starym, niemieckim Drang nach Osten.

    Dlaczego nie zreprywatyzowano tymi ziemiami Kresowian, gdy WYWALCZYLI sobie w Strasburgu rekompensaty za utracone na wschodzie mienie? Przecież Stalin „dał w zamian”, po zagrabieniu naszych Kresów, ziemie północne i zachodnie? Dlaczego obciążono kresowymi rekompensatami budżet i podatników? O co tutaj chodzi? Co jest w tej ziemi takiego, że nie można jej zwrócić Polakom? Kto to ustalił? Z kim? Kiedy? Kto z polityków dotrzymuje tych „umów”?

    Dlaczego nowi, szemrani krezusi mogą kupować od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa /to właśnie ten paser/ gigantyczne obszary ziemi, jeżeli bolszewickie ustawy nacjonalizacyjne dalej obowiązują? Bo właśnie tak orzekają polskie sądy!

    Spójrzmy na profil prawny. Grabieży polskich majątków dokonano w trybie całkowicie pozakonstytucyjnym. Utworzony w ZSRS tzw. „Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego” wydał w Lublinie, 22 lipca 1944 roku manifest, zwany „Manifestem Lipcowym”, na podstawie którego dokonano bezprzykładnego pozbawienia własności wielu Polaków. W tym czasie działał w Londynie legalny rząd polski na wychodźstwie i obowiązywała konstytucja z kwietnia 1935 roku, która w sprawach ziemskich opierała się na konstytucji marcowej z 1921 roku. Konstytucja marcowa stanowiła, że państwo może skonfiskować ziemię jedynie dla ważnych celów i za odszkodowaniem. Art. 49 Konstytucji kwietniowej uprawniał do wydawania dekretów z mocą ustawy jedynie prezydenta RP, wówczas – Władysława Raczkiewicza. Prawo inicjatywy ustawodawczej przysługiwało rządowi /art. 50/, wówczas pod przewodnictwem Stanisława Mikołajczyka. PKWN nie miał w ogóle żadnych uprawnień do inicjatywy ustawodawczej, a co dopiero w zakresie wydawania dekretów z mocą ustawy.

    W 1994 roku Sąd Najwyższy wydał opinię określającą akty wywłaszczające – dekret PKWN z 6 września i obwieszczenie Ministerstwa Rolnictwa i Reformy Rolnej z 17 stycznia 1945 roku – jako akty wydane z oczywistym naruszeniem norm konstytucyjnych. Trybunał Konstytucyjny w uchwale z 16 kwietnia 1996 roku podkreślił, że PKWN, który wydał dekret, na podstawie którego ograbiono Polaków, był organem pozakonstytucyjnym. TK zajął w tej sprawie również stanowisko w swym orzeczeniu z 20 listopada 2001 roku. Warto również spojrzeć na przywołane powyżej dekrety, na tryb oraz faktyczny sposób wywłaszczeń przez pryzmat konstytucji z 1997 roku, by stwierdzić oczywiste sprzeczności między nimi, a gwarantowanymi prawami obywatela.

    Wszystko to nie ma najmniejszego znaczenia wobec ziemian i chłopów w zadekretowanym przez Michnika „państwie prawa”. Tak więc jeżeli ustawy nacjonalizacyjne obowiązują do tej pory, jak to w kilku sentencjach orzekały polskie sądy w sprawach o reprywatyzację, to do roboty, organa jawne, tajne i dwupłciowe! Nacjonalizować krezusów i rozkułaczać pomniejszych właścicieli ziemi, o zakładach przemysłowych i firmach różnorakich nie wspominając! To byłoby dopiero konsekwentne „państwo prawa”, takie, jakim je widza polskie sądy. A co za eldorado dla Skarbu Państwa! Istne perpetuum mobile i remedium na ciągłe braki w kasie. No, jeśli nie ma tej konsekwencji, to znaczy, że są tacy, co mogą mieć i tacy, co nie mogą, czyli ziemianie. Powody tej różnicy wyjaśniłam wyżej.

    Co do konkretnych pieniędzy – słuch zaginął o funduszach na przeprowadzenie i wsparcie reprywatyzacji z Banku Światowego czy o funduszu PHARE. Swego czasu było o nich głośno. Gdzie są? Jaka to skala? Na temat tych pieniędzy zapadła grobowa cisza. Dlaczego żaden z posłów nigdy nie podniósł tej kwestii? Dlaczego nikt, nigdy nie zapytał o najważniejszy i najbogatszy bank rolny, o Towarzystwo Kredytowo – Ziemskie? Dlaczego powstało Polskie Towarzystwo Ziemiańskie, a nie Związek Ziemian – kontynuacja przedwojennej organizacji ziemiańskiej, który mógłby dochodzić przedwojennych aktywów? /Gminy żydowskie z tym problemem, jak wiemy, poradziły sobie./

    Czy to wszystko są jedynie zwykłe przypadki, zaniedbania, niezręczności, brak głębszej refleksji i zwykła głupota? Po 22 latach „nowej” Polski można stwierdzić z cała pewnością, że brak reprywatyzacji w Polsce jest świadomą, celową, zaplanowaną, antypolską polityką, wywodzącą się ze zmowy „elit” administrujących „tym krajem”, gdyż polskie ziemiaństwo i polska klasa średnia jest dla tych „elit” największym zagrożeniem. Wyjęcie sporej i szczególnej grupy Polaków spod cywilizowanego prawa, skutkuje zamienienie pozostałych w społeczność nie potrafiącą zdefiniować i obronić swoich interesów, nie potrafiącą wygenerować takich partii i polityków, którzy by te interesy wyrażali.

    Polska jest jedynym krajem z dawnych tzw. Demoludów, który nie przeprowadził reprywatyzacji swoich obywateli. Z najweselszego baraku w tych Demoludach staliśmy się wiecznym płatnikiem podatków i roszczeń, oraz rezerwuarem taniej siły roboczej pod specjalnym nadzorem. Przemysł wyprzedany. Za chwilę przyjdzie czas na sprzedaż ziemi. Będziemy handlować runem leśnym przy drogach? O ile nam pozwolą wejść do lasów, bo i na lasy się szykują. Oraz na ustrój wodny.

    Czy przeciwna zwrotowi mienia polskim obywatelom opozycja, po ewentualnym przejęciu władzy, zamierza usatysfakcjonować druga stronę, z którą PO zawarło umowy? Na przykład – niedawno, na sesji wyjazdowej rządu do Izraela? Tak pytam, na marginesie problemu z polską ziemią…

    Tak więc, jak Państwo widzą, reprywatyzacja własności ziemskiej jest znacznie szerszym i poważniejszym problemem, niż można by przypuszczać.

    poniedziałek, 9 czerwca 2014

    ANR sprzedaje kolejne dworki i pałace



    Agencja Nieruchomości Rolnych chwali się kolejnymi udanymi transakcjami. Nie chodzi jednak wyłącznie o ziemię, ale także o zabytkowe budynki.
    Tylko w maju wrocławskiemu oddziałowi terenowemu ANR udało się znaleźć nowych właścicieli dla dwóch wyjątkowo cennych nieruchomości. - W siedzibie OT ANR we Wrocławiu odbył się skuteczny przetarg na zespół pałacowy we wsi Osiek. Kompleks o powierzchni 3,73 ha osoba prywatna nabyła za 545,4 tys. zł - informuje agencja.

    Dworki i pałace nie podlegały reformie rolnej

    W ostatnim czasie coraz bardziej zauważalna staje się linia orzecznicza, zgodnie z którą obiekty takie jak dworki i pałace nie podlegały wywłaszczeniu na podstawie przepisów dekretu PKWN z 6 września 1944 roku o przeprowadzeniu reformy rolnej.
    Niedawny wyrok NSA o sygn. I OSK 437/12 potwiedza, że sądy coraz częściej stają na stanowisku, że na potrzeby realizacji reformy rolnej mogły być przejmowane tylko nieruchomości gruntowe, co do których istniała możliwość ich wykorzystania na potrzeby produkcji rolnej, nie zaś nieruchomości o charakterze dworsko-pałacowym. 
    Wspomnianym wyrokiem NSA oddalił skargę kasacyjną powiatu jarocińskiego potwierdzając jednocześnie, że zespół parkowo–pałacowy w Zakrzewie koło Jarocina, dawniej siedziba rodziny Draheimów, nie podlegał reformie rolnej. Wieloletnia batalia spadkobierców Joachima Karola Draheima zakończyła się uznaniem przez sąd, że dekret o reformie rolnej nie dawał podstaw do przejęcia całego mienia osób fizycznych, w tym wszystkich gruntów i zabudowań, bez względu na ich charakter i możliwy sposób wykorzystania. Sąd uznał ostatecznie, że zespół parkowo–pałacowy nie mógł być wykorzystywany do prowadzenia działalności roliczej, wobec tego nie mógł być przedmiotem wywłaszczenia na podstawie dekretu PKWN z 1944 roku. 
    Kolejne lata pokażą na ile stanowisko sądów w tej kwestii będzie jednolite i niezmienne. 
    Wspomniany wyrok NSA wydaje się jednak zwiększać szanse na zaspokojenie roszczeń osób pozbawionych majątków ziemskich w wyniku reformy rolnej bądź ich spadkobierców.

    Sąd Najwyższy mówi NIE dla zasiedzenia nielegalnie znacjonalizowanych dóbr

    Czy można wymagać od byłych właścicieli znacjonalizowanych dóbr aby ci upominali się o swoje dobra w okresie PRL? Odpowiedz na to pytanie ma zasadnicze znaczenie przy rozstrzyganiu spraw dotyczących przedawnienia roszczeń reprywatyzacyjnych.
    Sąd Najwyższy w dwóch przełomowych orzeczeniach (sygn. akt: IV CSK 63/11 i IV CSK 77/11) uznał, że PRL to okres, w którym istniał rodzaj siły wyższej (vis maior). Zdaniem Sądu, byli właściciele byli w tym czasie pozbawieni realnej możliwości domagania się zwrotu bezprawnie zabranego im mienia. Stan siły wyższej oznacza, że zawieszeniu ulega bieg terminu przedawnienia na rzecz Skarbu Państwa.
    W tej sytuacji Prokuratoria Generalna reprezentująca w postępowaniach reprywatyzacyjnych Skarb Państwa nie może jak dotychczas powoływać się na zasiedzenie nielegalnie znacjonalizowanych nieruchomości przez Skarb Państwa.
    Najnowsze wyroki Sądu Najwyższego podważają dotychczasową linię orzeczniczą opartą na uchwale całej Izby Cywilnej Sądu Najwyższego z dnia 26 października 2007 roku (sygn. akt: III CZP 30/07), zgodnie z którą sąd rozpatrując zawieszenie terminu zasiedzenia w okresie PRL powinien każdorazowo oceniać przesłanki indywidualne, w tym sytuację i szykanowanie właścicieli. W rezultacie, jeśli nie udało się dowieść, że w okresie PRL właściciele byli przez władze szykanowani okres zasiedzenia biegł w najlepsze i wraz z przełomem 1989 roku najczęściej okazywało się, że jakkolwiek nie było powodów do znacjonalizowania dóbr, to Skarb Państwa stał się już ich legalnym właścicielem w drodze zasiedzenia.
    Jeśli nowa linia orzecznictwa się utrzyma dowód na szykanowanie okaże się zbędny. W postępowaniach reprywatyzacyjnych PRL stanie się generalną przesłanką wyłączającą zasiedzenie. Nie trzeba dodawać, że to wielce korzystna zmiana.

    Reprywatyzacja to proces polegający na zwrocie uprzednim właścicielom (ich następcom prawnym-spadkobiercom) mienia przejętego przez państwo w drodze nacjonalizacji lub wywłaszczenia.

    Nieruchomości ziemskie zostały przejęte na podstawie dekretu z dnia 6 września 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej, na mocy którego państwo weszło w posiadanie wielu majątków ziemskich o rozległych powierzchniach wraz z mieniem ruchomym i przedsiębiorstwami przemysłu rolnego,

    Kluczowym zadaniem ówczesnych władz było również upaństwowienie podstawowych gałęzi przemysłu przez przejmowanie zakładów przemysłowych, handlowych i transportowych, fabryk i banków, Na podstawie dekretu z dnia 8 marca 1946 r. o majątkach opuszczonych i poniemieckich oraz dekretu z dnia 16 grudnia 1918 r. o przymusowym zarządzie państwowym, nastąpiło przejęcie przemysłu w zarząd tymczasowy, a następnie na stałe na podstawie ustawy z dnia 25 lutego 1958 r. o uregulowaniu stanu prawnego mienia pozostającego pod zarządem państwowym. Jednocześnie nacjonalizacja przemysłu przebiegała według ustawy z dnia 3 stycznia 1946 r. o przejęciu na własność państwa podstawowych gałęzi gospodarki narodowej;

    Na mocy dekretu z dnia 26 października 1945 r. o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze miasta stołecznego Warszawy , właściciele nieruchomości warszawskich zostali pozbawieni prawa własności do gruntu,które przeszły na własność gminy, a następnie Skarbu Państwa. Założeniem dekretu było umożliwienie ...”racjonalnego przeprowadzenia odbudowy stolicy i dalszej jej rozbudowy zgodnie z potrzebami Narodu , w szczególności zaś szybkiego dysponowania terenami i właścicwego ich wykorzystania “......Tym samym aktem gwarantowano włścicielom możliwość uzyskania prawa własności czasowej lub prawa zabudowy; W praktyce okazało się jednak, że warszawiacy nie tylko stracili grunty ale również budynki znajdujące się na tych gruntach. Jednak problem odszkodowań dla warszawiaków za utracone w wyniku tej komunalizacji mienie do chwili obecnej nie został rozwiązany, a jedyna droga do uzyskania stosownej rekompensaty wiedzie przez sądy.

    Obecnie bezprawność wymienionych powyżej aktów nacjonalizacyjnych jest podstawą roszczeń byłych właścicieli oraz ich spadkobierców o naprawienie skutków tych zdarzeń, chociaż w wielu przypadkach spowodowały one nieodwracalne zmiany w prawie własności.

    Polska jest jedynym krajem w Europie Środkowo- Wschodniej, w którym po 1989 r. w pełni nie przeprowadzono procesu reprywatyzacji. Obecnie można jedynie mówić o tzw. "małej reprywatyzacji", czyli zwrocie mienia w naturze lub odszkodowaniu za jego przejęcie na podstawie ostatecznych decyzji administracyjnych czy prawomocnych orzeczeń sądu. Jednakże dotyczy to jedynie tych przypadków, gdy przejęcie mienia było bezprawne (np. brak podstawy prawnej czy przekroczenie granic nacjonalizacji).

    Przepisy Kodeksu postępowania administracyjnego dają możliwość uchylenia krzywdzącej decyzji administracyjnej, która spowodowała utratę mienia, lub uznanie takiej decyzji jako wydanej w sposób sprzeczny z prawem. W każdym z tych przypadków były właściciel oraz jego spadkobiercy mają możliwość odzyskania utraconego mienia w naturze lub uzyskania stosownego odszkodowania

    W zależności od końcowej decyzji w postępowaniu administracyjnym, byłemu właścicielowi przysługuje określone roszczenie. W przypadku, gdy została wydana decyzja stwierdzająca nieważność decyzji o przejęciu mienia, oznacza to, że państwo nigdy nie stało się właścicielem przedmiotowego mienia, a jedynie objęło je w bezumowne faktyczne władanie. Wtedy właścicielowi przysługuje roszczenie o wydanie mienia.

    Roszczenie o odszkodowanie przysługuje właścicielowi w przypadku stwierdzenia nieważności decyzji nacjonalizacyjnej w sytuacji, gdy niemożliwe jest odzyskanie mienia w naturze oraz w przypadku, gdy organ administracyjny ograniczy się do stwierdzenia, że decyzja nacjonalizacyjna została wydana z naruszeniem prawa, ale nie można stwierdzić jej nieważności z powodu zaistnienia nieodwracalnych skutków prawnych.

    Reprywatyzacja a użytkowanie wieczyste.

    Przy reprywatyzacji spotykamy się często z problemem użytkowania wieczystego.  Na nieruchomościach , które kiedyś zostały znacjonalizowane , często ustanawia się użytkowanie wieczyste. Może ono powstać w dwojaki sposób: albo na skutek wydania decyzji tzw. uwłaszczającej na rzecz przedsiębiorstwa państwowego, które później uległo prywatyzacji, albo na skutek ustanowienia użytkowania wieczystego w procedurze ?sprzedaży? nieruchomości. Każda z tych sytuacji powoduje nieco inne skutki prawne.
    Dodatkowo sytuacja może być skomplikowana poprzez komunalizację nieruchomości, a więc jej przejęcie przez miasto lub gminę od Skarbu Państwa, co następuje też w drodze decyzji administracyjnej. Tak więc mamy do czynienia z nacjonalizacją prowadzoną przez Skarb Państwa, na co nakłada się przeniesienie własności na gminę na skutek komunalizacji , a często użytkowanie wieczyste bywa też przedmiotem obrotu, tzn. użytkownikiem wieczystym jest inny podmiot, aniżeli ten, który stał się nim przy powstaniu użytkowania wieczystego.
    Orzecznictwo sądowe i administracyjne w tych sprawach jest bardzo niejasne i rodzi stan prawny, który ? w moim odczuciu ? nie może długo się ostać.
    Na skutek skargi o stwierdzenie nieważności organ może albo stwierdzić nieważność decyzji (ze skutkami opisanymi powyżej), albo też może odmówić stwierdzenia nieważności na skutek tego, że decyzja spowodowała nieodwracalne skutki prawne, ale stwierdzić, że została wydana z naruszeniem prawa. Ta druga decyzja umożliwia dochodzenie odszkodowania za bezprawną nacjonalizację.
    Linia orzecznictwa ustalona w ostatnim czasie mówi, że użytkowanie wieczyste podlega ochronie na podstawie domniemania wiary publicznej ksiąg wieczystych. Oznacza to, że jeżeli nabywca użytkowania wieczystego nabył je w oparciu o wpis do księgi wieczystej, oraz nie miał uzasadnionych podstaw , żeby wiedzieć, że wpis do księgi nie jest prawdziwy, nabywa użytkowanie w sposób skuteczny. Nabywca jest więc chroniony.
    Z kolei stwierdzenie nieważności decyzji nacjonalizacyjnej oznacza tyle, że traktuje się nieruchomość jako stanowiącą własność od zawsze tego, komu niesłusznie ją znacjonalizowano. Tak więc decyzję nacjonalizacyjną uważa się za nieistniejącą. Własność wraca więc do poprzedniego właściciela. Ale na nieruchomości jest ustanowione użytkowanie wieczyste, a zgodnie z polskim prawem nie może być ono ustanowione na nieruchomości innej, niż Skarbu Państwa lub samorządu terytorialnego. Zatem istnieje tu sprzeczność, gdyż użytkowanie wieczyste istnieje de facto na nieruchomości prywatnej.
    W orzecznictwie ustalono, że ustanowienie użytkowania wieczystego nie jest przeszkodą do stwierdzenia nieważności decyzji nacjonalizacyjnej, bowiem nie jest to nieodwracalny skutek prawny. Zazwyczaj nie można jednocześnie w żaden sposób znieść użytkowania wieczystego, bo podlega ono ochronie na skutek domniemania wiary publicznej ksiąg wieczystych, lub z innych względów. Sądy  natomiast odmawiają wpisu własności na rzecz poprzednich właścicieli. Powstaje więc niejako stan zawieszenia polegający na tym, że w księdze wieczystej jako właściciela wpisany jest Skarb Państwa lub gmina, właścicielem nieujawnionym w księdze jest poprzedni właściciel, a wszelkie prawa wykonuje użytkownik wieczysty.
    Przy użytkowaniu wieczystym mamy więc do czynienia z sytuacją, że nie odzyskujemy nieruchomości (bo nie możemy wpisać własności do księgi wieczystej), ani nie możemy uzyskać odszkodowania (bo przecież stwierdzono nieważność decyzji nacjonalizacyjnej i zainteresowany odzyskał własność). Dodatkowo opłaty za użytkowanie wieczyste (a więc dochody z nieruchomości ) pobierane są przez Skarb Państwa lub gminę, i oni też decydują o ich wysokości.
    Powoduje to stan zawieszenia i niepewności prawnej, po stronie zarówno użytkownika wieczystego (bo mimo wszystko ma świadomość, że może użytkowanie utracić) i po stronie właścicieli (bo mimo odzyskania formalnie własności na skutek braku możliwości wpisania się jako właściciele do księgi wieczystej nie wiedzą, czy rzeczywiście ta własność im będzie przynależeć w przyszłości).
    Logika wskazuje, że taki stan będzie musiał ulec zmianie, a wtedy ktoś (właściciel lub użytkownik wieczysty) będzie stratny. Tak więc kupując użytkowanie wieczyste należy powyższą sytuację mieć w świadomości.

    adw. Wojciech Celichowski
    adwokat, partner zarządzający

    Reprywatyzacja tylko dla wybranych?

    Szykuje się nowy sukces propagandowy rządu. PO kończy prace na tzw. ustawą reprywatyzacyjną, ma ona objąć jedynie teren Warszawy. To dwudzieste pierwsze, po 1989 r., podejście do ustanowienia tego, fundamentalnego dla poszanowania prawa własności, aktu.


    Na reprywatyzacji w Warszawie zależy Hannie Gronkiewicz-Waltz. To ona płaci od lat z miejskiej kasy za przegrane w sądach sprawy z byłymi właścicielami. Od 2003 r. odszkodowania wyniosły 844 mln zł. Od trzech lat gwałtownie rosną. W 2010 r. Warszawa zapłaciła 64 mln zł, w 2011 r. – 306 mln zł, w 2012 r. -  233 mln zł. W tym roku z kasy miasta wypłynie na ten cel co najmniej 500 mln złotych. Na reprywatyzacji zależy nie tylko Polakom zrzeszonych w Polskiej Unii Nieruchomości, ale również polonijnym środowiskom żydowskim.  Podczas spotkania z ich przedstawicielami w Nowym Jorku, jeszcze za życia prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz w czasie kilku rewizyt, Donald Tusk obiecał  restytucję prywatnego mienia żydowskiego w Polsce,  prosząc przy tym żydów o wyrozumiałość i cierpliwość. Mówił, że Polska nie jest w stanie usatysfakcjonować tych, którzy oczekują wysokich rekompensat rzędu np. kilkudziesięciu procent wartości majątku.
     - Reprywatyzacja jest nie tylko wymogiem moralnym, ale też dźwignią gospodarczą poprzez odtwarzanie kapitału krajowego. Co do zasady powinna dotyczyć obecnych obywateli polskich, ponieważ obywatelstwo tworzy więź pozwalającą Państwu na ten gest pomimo zawirowań historycznych -  uważa  Artur Zawisza, b. poseł PIS, lider Ruchu Narodowego.
     Żaden z dotychczasowych projektów reprywatyzacji ostatecznie nie przeszedł. Winą za to obarczać należy wszystkie rządy postsolidarnościowe, z wyłączeniem krótkotrwałych i działających pod ogromną presją postkomunistycznej opozycji rządów J. Olszewskiego i J. Kaczyńskiego. Najbliżej rozwiązania problemu  był w 2001 r. rząd J. Buzka. Przyjętą przez Sejm ustawę pogrążył jednak swoim wetem prezydent Aleksander Kwaśniewski. Teraz ma być tak: zwrot nieruchomości tylko w Warszawie tam, gdzie jest to możliwe w naturze. Były właściciel ma mieć wybór – bierze kamienicę czy parcelę lub odszkodowanie w gotówce, ewentualnie ekwiwalent w innej nieruchomości. Wkrótce jednak zawistnicy zaśpiewają w chórze rzekomo pokrzywdzonych planami reprywatyzacyjnymi biedaków. Bo jak tak można, gdy państwo i budżet w potrzebie? Zawtórują w ten sposób Rostowskiemu, który z oczywistych względów reprywatyzacji nie chce. Tymczasem zwrócone mają być tylko te nieruchomości, które nie zostały zagospodarowane na tzw. cele publiczne, a ich wyrysy są identyczne jak przed II Wojną Światową. Nawet gdy nadal obowiązujący Dekret Bieruta z 1945 r. za jedyną podstawę odmowy oddania nieruchomości podaje niezgodność z przeznaczeniem gruntu według planu zabudowania. Prawo, które chce wprowadzić PO, jest więc jeszcze bardziej restrykcyjne, niż ustanowione przez samych stalinowców, bo z gruntu eliminuje całą grupę wywłaszczonych, którym odmawiano prawa do własności ich nieruchomości pod byle pretekstem, głównie ze względu na przeznaczenie na tzw. cele społecznie użyteczne. Jeżeli rząd nie przeprowadzi także ogólnopolskiej reprywatyzacji, musi się liczyć z kosztem sięgającym nawet 270 mld zł i więcej. W samym Ministerstwie Rolnictwa leży ok. 10 tys. wniosków o zwrot mienia, w tym gruntów rolnych - ok. 400 tys. ha.   Największym skandalem jest jednak to, że w latach 2010-2011 rząd D. Tuska po cichu zmniejszył ustawowy odpis na tzw. Fundusz Reprywatyzacji pochodzący ze sprzedaży państwowych firm z 5 proc. do zaledwie 1,5 procent. Dziś na koncie funduszu jest tylko 4 mld zł a potrzeba z górą 20 miliardów.
     - Zabierając środki z Funduszu Reprywatyzacji rząd ograbił ograbionego. Przejada ostatnie pieniądze, które zostały przeznaczone na rekompensaty - alarmuje Mirosław Szypowski, prezydent  Polskiej Unii Właścicieli Nieruchomości.
     Polska jest jedynym krajem z kręgu tzw. państw postkomunistycznych, w którym nie zrobiono reprywatyzacji. Sytuuje to nasz kraj w gronie państw nie szanujących prawa i nie potrafiących oddać spadkobiercom wywłaszczonych choćby symbolicznej sprawiedliwości.
     - Reprywatyzacja musi być. Opór spadkobierców rabunku nie powinien być przeszkodą zarówno dla partii opozycyjnej prawicy, jak i rządzącego centrum – konkluduje Artur Zawisza.




    Zadania Departamentu Reprywatyzacji i Rekompensat

    Informacja na temat prac nad projektem ustawy o świadczeniach pieniężnych przyznawanych niektórym osobom, których dotyczyły procesy nacjonalizacji


    Nacjonalizacja, czyli proces przejmowania przez państwo mienia prywatnego, była jednym z głównych narzędzi wykorzystywanych przez władze dla utrwalenia zmian ustrojowych zainicjowanych w 1944 r. Preferowanym typem własności stała się wówczas własność społeczna. Przejmowanie mienia realizowane było na podstawie aktów nacjonalizacyjnych, których przykładem jest ustawa o przejęciu na własność Państwa podstawowych gałęzi gospodarki narodowej z dnia 3 stycznia 1946 roku (Dz.U. Nr 13, poz. 17 z późn. zm.). Równolegle, na podstawie dekretu PKWN z dnia 6 września 1944 r. (Dz.U. z 1945 r. Nr 3 poz. 13, z późn. zm.), prowadzona była reforma rolna polegająca na parcelacji nieruchomości ziemskich na rzecz tworzenia nowych gospodarstw rolnych oraz upełnorolnienia gospodarstw małych.
    W wyniku przemian ustrojowych stosunki własnościowe zostały ukształtowane w przeważającej mierze w sposób trwały i nieodwracalny. Podobne stanowisko zostało zawarte w uzasadnieniu do postanowienia Trybunału Konstytucyjnego z 28 listopada 2001 roku (SK 5/01), w którym Trybunał stwierdził: ”akty normatywne tych organów (PKWN, KRN, Rząd Tymczasowy) były podstawą rozstrzygnięć indywidualnych, które m.in. ukształtowały strukturę własnościową w obszarze własności rolnej, a także stosunki prawne w innych dziedzinach życia społecznego. Upływ czasu, który z punktu widzenia prawa nie jest zjawiskiem obojętnym, nadał tym stosunkom trwałość i dziś są one podstawą ekonomicznej i społecznej egzystencji społeczeństwa polskiego”.
    Istnieje jednak grupa decyzji nacjonalizacyjnych (wydanych bez podstawy prawnej lub z jej naruszeniem), w przypadku których można składać wnioski o stwierdzenie ich nieważności. Ustalenie właściwości organów władzy publicznej do rozpatrywania prawidłowości danego wniosku zależy od rodzaju mienia, które było przedmiotem przejęcia w trybie nacjonalizacji. Opis sposobów realizacji roszczeń reprywatyzacyjnych w ramach obowiązującego prawa znajdą Państwo TUTAJ.
    Ministerstwo Skarbu Państwa nie prowadzi bezpośrednio spraw związanych z odzyskiwaniem mienia przejętego przez Państwo na podstawie aktów nacjonalizacyjnych, tak więc nie stwierdza nieważności decyzji podjętych z rażącym naruszeniem prawa (art. 156 par. 1 pkt. 2 Kpa). Do jego obowiązków należą natomiast: przygotowywanie projektów aktów prawnych dotyczących reprywatyzacji (w zakresie niezastrzeżonym dla innych organów), udzielanie zainteresowanym informacji o prawnej możliwości realizacji roszczeń reprywatyzacyjnych oraz gospodarowanie państwowym funduszem celowym pn. Fundusz Reprywatyzacji. Opis zadań Departamentu Reprywatyzacji i Rekompensat Ministerstwa Skarbu Państwa odnajdą Państwo  TUTAJ.
    Zachęcamy Państwa do zapoznania się z materiałami dotyczącymi projektu ustawy o świadczeniach pieniężnych przyznawanych niektórym osobom, których dotyczyły procesy nacjonalizacji. Został on przygotowany przez Ministerstwo Skarbu Państwa w konsultacji z innymi ministerstwami oraz organizacjami osób poszkodowanych dekretami nacjonalizacyjnymi.

    Tajna reprywatyzacja hula w Warszawie

    Stołeczni urzędnicy podlegli Hannie Gronkiewicz-Waltz łamią ustawę o dostępie do informacji publicznej. Majątek wart 20 mld zł ratusz woli oddawać po cichu - wytyka "Puls Biznesu".

    Czy to prawda, że na zwrotach najatrakcyjniejszych nieruchomości warszawskich, zabranych tzw. dekretem Bieruta, najwięcej zyskują często nie prawowici spadkobiercy poszkodowanych przedwojennych właścicieli, lecz zorganizowane grupy osób skupujące roszczenia reprewatyzacyjne za bezcen? - pyta gazeta.

    Informacje pozwalające zadać takie pytanie dotarły do "PB" już kilka miesięcy temu. Zweryfikowanie ich byłoby możliwe z pomocą miejskich urzędników, ci jednak robią wszystko, by utrudnić dziennikarzom pracę. Z ustaleń gazety wynika, iż w Warszawie działa co najmniej kilka grup osób specjalizujących się w zarabianiu na reprywatyzacji. Ich członkowie, w tym m.in. prawnicy, mają dobry dostęp do baz danych ratusza, co pozwala im na dotarcie (także za granicą) do spadkobierców właścicieli kamienic i działek w najlepszych punktach stolicy.

    środa, 22 stycznia 2014

    PTZ o wstrzymaniu prac nad projektem ustawy reprywatyzacyjnej.

     Wstrzymanie prac nad projektem ustawy reprywatyzacyjnej opóźnia rozwój gospodarczy i podważa pozycję Polski, jako kraju, który winien przestrzegać przynajmniej podstawowych reguł i standardów praworządnego państwa - uważa Polskie Towarzystwo Ziemiańskie (PTZ).

    Resort skarbu poinformował na początku marca, że z powodów finansowych nie może być zrealizowany przygotowany projekt ustawy mający zapewnić symboliczne rekompensaty osobom, których mienie zabrano w PRL, m.in. właścicielom dworów, pałaców i przedsiębiorstw. Mogłoby to spowodować, jak uzasadniało ministerstwo, przekroczenie dozwolonej przez UE bariery długu publicznego w stosunku do PKB.
    Premier Donald Tusk mówił na początku marca, że bierze na siebie odpowiedzialność za decyzję o zatrzymaniu na razie sprawy projektu ustawy reprywatyzacyjnej. Zapewnił, że w sprzyjającym okresie rząd przekaże go do Sejmu.
    Polskie Towarzystwo Ziemiańskie w przesłanym w środę PAP stanowisku podkreśliło, że przyjęło deklarację szefa rządu o wstrzymaniu prac nad projektem z dezaprobatą. "Zarówno wadliwe założenia projektu, jak i opóźnianie prowadzonych prac spowodowały, że po 20 latach zmagań grupa poszkodowanych straciła zaufanie do woli i kompetencji jakiegokolwiek ugrupowania politycznego, aby (...) doprowadzić do przedstawienia Sejmowi uczciwego, proekonomicznego, prorozwojowego i propaństwowego projektu ustawy reprywatyzacyjnej" - napisało Towarzystwo.
    Autorzy projektu - zdaniem PTZ - "zapomnieli, iż większość poszkodowanych, nie jest i nie chce być tylko środowiskiem rewindykacyjnym, spierającym się w sądach z własnym państwem, lecz chce aktywnie uczestniczyć w zachodzących w Polsce procesach ekonomicznych i gospodarczych, w odbudowie tradycji i moralności oraz rozwoju społeczeństwa obywatelskiego". "Zapomnieli też, że możliwości zadłużania się państwa są ograniczone" - dodano.
    Towarzystwo podkreśliło, że obecny kryzys finansów publicznych oraz sytuacja światowa wymuszają większą refleksję nad wizją przyszłości państwa. "Większość zaniedbań i marnotrawstwa istniejących aktywów, jak i brak wykorzystywania ogromnego potencjału Polski, wynika z wadliwego zarządzania majątkiem państwowym" - napisano.
    Według Towarzystwa, własność prywatna jest podstawą funkcjonowania każdego rozwiniętego społeczeństwa obywatelskiego i motywuje do aktywności i podejmowania inicjatyw. To dzięki własności prywatnej - jak dodaje PTZ - tworzone są nowe miejsca pracy.
    Zdaniem Towarzystwa, założenia projektu ustawy reprywatyzacyjnej powinny być oparte na zwrocie mienia w naturze. Chodzi głównie o przejęty majątek, który nadal znajduje się w rękach Skarbu Państwa i nie jest niezbędny dla zaspokajania celów publicznych. "W pierwszej kolejności na taki cel należałoby przeznaczyć nieruchomości, które wobec wadliwego zarządzania, czy też braku środków lub gospodarczej wizji są źle wykorzystywane i często popadają w coraz większą ruinę" - czytamy w stanowisku PTZ.
    "Takie działanie nie wygeneruje nowego długu publicznego, a wręcz przeciwnie - da znaczący impuls do wzrostu gospodarczego i szybszego rozwoju" - dodano.
    Towarzystwo podkreśliło, że władze publiczne stosują "coraz to nowe kruczki i wybiegi, mające ograniczyć skalę zwrotu również tego mienia, które odbierano sprzecznie z PRL-owskim prawem". "Sytuacja taka nie tylko opóźnia rozwój gospodarczy, ale dodatkowo i w sposób oczywisty podważa pozycję Polski, jako kraju, który winien przestrzegać przynajmniej podstawowych reguł i standardów praworządnego państwa" - zaznaczyło.

    Miliardy słusznych roszczeń

     Polskie gminy wydają setki milionów złotych rocznie na rekompensaty dla byłych właścicieli nieruchomości - czytamy w "Rzeczpospolitej".

    Gazeta dodaje, że tylko opieszałość polskich sądów powoduje, że gminy jeszcze stać na wypłatę odszkodowań dla wywłaszczonych przez komunistów. Powstaje cały przemysł wyrywania od państwa odszkodowań za zabrany majątek. Do batalii o odszkodowania szykują się też przedstawiciele żydowskich środowisk z USA. Polscy politycy nie robią nic by rozwiązać ten problem - podkreśla gazeta. Widząc rosnącą liczbę roszczeń samorządy szykują pieniądze na odszkodowania. W ubiegłym roku Warszawa na ten cel zarezerwowała 250 milionów złotych. "Rzeczpospolita" dodaje, że brak regulacji prawnych powoduje, że kwitnie drugi obieg roszczeniami. W Warszawie kilka kancelarii prawnych i kilku biznesmenów wyspecjalizowało się w skupowaniu ich od dawnych właścicieli.

    Państwa nie stać na reprywatyzację. Dawni właściciele zdani na sądy

    Według deklaracji premiera Donalda Tuska z 2007 r. projekt ustawy "o świadczeniach pieniężnych przyznawanych niektórym osobom, których dotyczyły procesy nacjonalizacji" miał trafić do Sejmu jesienią 2008 r. Jednak wskutek wybuchu kryzysu przygotowany przez Ministerstwo Skarbu projekt, który zakłada symboliczne zadośćuczynienie w gotówce, trafił do szuflady.

    Resort wydał właśnie oświadczenie, w którym informuje, że "projekt ustawy nie może być przeprowadzony". Dlaczego? Z oświadczenia wynika, że przeważyła opinia ministra finansów, który ostrzegł, że w przypadku przeznaczenia na realizację ustawy 20 mld zł Polszka przekroczy dozwoloną przez Unię Europejską barierę długu publicznego w stosunku do PKB.

    Minister finansów założył, że ustawa wejdzie w życie w 2012 r. Przypomnijmy jednak, że wypłata zadośćuczynienia w gotówce miała się zacząć po dwóch latach. Ponadto cała operacja byłaby rozłożona na 15 lat. Owe 20 mld zł, które obiecywał rząd, pochodziłyby z Funduszu Reprywatyzacyjnego, do którego trafia niewielki ułamek pieniędzy z prywatyzacji. Dowiedzieliśmy się, że pod koniec lutego w funduszu było prawie 4,5 mld zł. Obecnie służą one do "zaspokajania zobowiązań państwa z tytułu prawomocnych wyroków sądowych i ostatecznych decyzji administracyjnych". Ci, którzy są w stanie udowodnić, że mienie zabrano im z pogwałceniem prawa PRL, mają bowiem szansę na odzyskanie pełnej własności lub stosowną rekompensatę, np. na drodze sądowej. Rząd ocenia zobowiązania państwa z tego tytułu na co najmniej 550 mln zł rocznie.

    Dworki i pałace nie podlegały reformie rolnej.

    W ostatnim czasie coraz bardziej zauważalna staje się linia orzecznicza, zgodnie z którą obiekty takie jak dworki i pałace nie podlegały wywłaszczeniu na podstawie przepisów dekretu PKWN z 6 września 1944 roku o przeprowadzeniu reformy rolnej.
    Niedawny wyrok NSA o sygn. I OSK 437/12 potwiedza, że sądy coraz częściej stają na stanowisku, że na potrzeby realizacji reformy rolnej mogły być przejmowane tylko nieruchomości gruntowe, co do których istniała możliwość ich wykorzystania na potrzeby produkcji rolnej, nie zaś nieruchomości o charakterze dworsko-pałacowym. 
    Wspomnianym wyrokiem NSA oddalił skargę kasacyjną powiatu jarocińskiego potwierdzając jednocześnie, że zespół parkowo–pałacowy w Zakrzewie koło Jarocina, dawniej siedziba rodziny Draheimów, nie podlegał reformie rolnej. Wieloletnia batalia spadkobierców Joachima Karola Draheima zakończyła się uznaniem przez sąd, że dekret o reformie rolnej nie dawał podstaw do przejęcia całego mienia osób fizycznych, w tym wszystkich gruntów i zabudowań, bez względu na ich charakter i możliwy sposób wykorzystania. Sąd uznał ostatecznie, że zespół parkowo–pałacowy nie mógł być wykorzystywany do prowadzenia działalności roliczej, wobec tego nie mógł być przedmiotem wywłaszczenia na podstawie dekretu PKWN z 1944 roku. 
    Kolejne lata pokażą na ile stanowisko sądów w tej kwestii będzie jednolite i niezmienne. 
    Wspomniany wyrok NSA wydaje się jednak zwiększać szanse na zaspokojenie roszczeń osób pozbawionych majątków ziemskich w wyniku reformy rolnej bądź ich spadkobierców.

    Agnieszka Wysocka, 15-10-2013