Łączna liczba wyświetleń

środa, 31 sierpnia 2011

Reprywatyzacja po polsku, czyli jak państwo okradło miliony obywateli

2011-03-03
Zawłaszczone przez komunistyczne władze mienie wciąż niezwrócone właścicielom to przykład porażki polskiej transformacji. Zwrot nie opłacał się ani lewicowym, ani prawicowym rządom. Teraz szanse na przeprowadzenie tego procesu z roku na rok maleją.

W marcu 2011 roku reprywatyzacja stała się jednym z głośniejszych tematów w mediach, choć tylko pośrednio. Powodem była historia telefonu szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego do prezesa PAP. Arabski zażądał, by podczas wizyty premiera w Izraelu dziennikarz agencji nie zadawał Tuskowi pytania o kwestię ustawy reprywatyzacyjnej. Dziennikarze zainteresowali się naciskami szefa kancelarii na media, a kwestia zasadnicza przemknęła przez serwisy nie jako problem, ale tło wydarzeń. Tak właśnie z reprywatyzacją w Polsce działo się przez ostatnich 20 lat, a zachowanie Tomasza Arabskiego świadczy o tym, że nadal nie ma woli, by sprawa znalazła finał. Byłym właścicielom i ich spadkobiercom rząd ma dziś do zaoferowania szokująco niewiele. W projekcie, który mieli się powoli w rządowych trybach, mowa w zasadzie nie o odszkodowaniach, a o symbolicznych rekompensatach, których wartość będzie zależała od ilości liczby złożonych wniosków.

Porażka

Reprywatyzacja to największa porażka polskiej transformacji. Wraz z jej zaniechaniem kończy się szansa na poważne odnowienie klasy średniej. Po 1989 roku Polska miała szanse na odtworzenie warstwy ludzi względnie zamożnych i niezależnych. Zyskałby na tym polski Produkt Krajowy Brutto, ale nie tylko. Klasa średnia, co z lubością podkreślają politolodzy, ale też o czym lubią mówić politycy, to podstawa demokracji. Z nią państwo jest silniejsze.

Reprywatyzacyjna patologia

Z biegiem lat prawdopodobieństwo zwrotu majątku właścicielom gwałtownie malało. Już w ustawie Buzka była mowa o zwrocie połowy wartości mienia. Potem podczas prac nad prawem reprywatyzacyjnym za rządów AWS czy PiS było już tylko gorzej. Dlatego w projekcie rządu Tuska nie ma już nawet mowy o reprywatyzacji, a o zadośćuczynieniu. Jego wysokość ma być zależna od liczby zgłoszonych wniosków.
Wobec braku ustawy jedną z podstawowych ścieżek odzyskiwania majątku stało się podważanie decyzji komunistycznych władz. Ale, jak pokazuje przykład dekretu o reformie rolnej, nawet stwierdzenie, że sam dekret i przepisy wykonawcze zostały wydane niezgodnie z prawem, często nie dawało podstawy do zwrotu majątku. Do tego dochodzenie roszczeń stało się polem do licznych nieprawidłowości i korupcji. Ponieważ o zwrocie decydował urzędnik, szukano dróg na skróty. Powstały kancelarie prawne, które skupowały roszczenia za niewielkie pieniądze, a potem odzyskiwały mienie dzięki dojściom w urzędzie lub za pomocą łapówek. O zwrot jednego z reprezentacyjnych pałacyków w Warszawie spadkobiercy jego właścicieli ubiegali się bezskutecznie od 1989 roku przez kilka lat. Gdy sprzedali prawa do nieruchomości, nowi właściciele odzyskali ją w pół roku. W zwrot nieruchomości zaangażowały się nawet gangi, podstawiając fałszywych spadkobierców mienia pożydowskiego, którzy przejmowali je, a potem sprzedawali.

niedziela, 28 sierpnia 2011

Lista zagrabionych dóbr ma ponad 200 tys. pozycji - roszczenia spadkowe do każdej z nich ma średnio od 5 - 10 osób

 

Majątek ziemski Lisiogóra powiat Przasnysz woj. Mazowieckie przejęty przez państwo w 1946 roku. Doprowadzony do ruiny, a potem sprzedawany okolicznym mieszkańcom


Na rekompensatę za zrabowane przez komunistyczne państwo mienie czeka dziś niemal milion Polaków. Większość to spadkobiercy tych, którym po II wojnie światowej odebrano dorobek pokoleń. Kolejne rządy, których od 1989 r. było trzynaście, najpierw rozbudzają, a potem grzebią ich nadzieje.

Ustawa reprywatyzacyjna przewiduje zwrot 15-20 procent wartości utraconego mienia w latach 1944-62 osobom, które w 1939 roku miały obywatelstwo polskie, oraz dla ich spadkobierców. Wysokość tych wypłat szacowana jest na 20 mld zł, tyle że w Funduszu Reprywatyzacyjnym są niecałe 4 mld zł. W tym i przyszłym roku miało do niego wpłynąć 5 proc. odpisu ze sprzedaży państwowych firm, ale odpis zmniejszono do 1,5 proc. Przez kryzys. Według danych Ogólnopolskiego Porozumienia Organizacji Rewindykacyjnych, liczba skonfiskowanych majątków wynosi 250 tysięcy. Szef OPOR Mirosław Szypowski ostrzega: - Gdyby państwo zaniechało wprowadzenia w życie ustawy reprywatyzacyjnej, musiałoby się liczyć z kosztem sięgającym 270 mld zł.

W kolejce po sprawiedliwość ustawia się coraz dłuższa kolejka potomków okradzionych ziemian, przedsiębiorców, aptekarzy, młynarzy, Polaków pochodzenia żydowskiego i niemieckiego. Nie idą do sądu, bo większości na to nie stać.

- To niedopuszczalne, że państwo nie szanuje praw własności. Sprawa reprywatyzacji powinna być dawno uregulowana - irytuje się Jerzy Gorzelik z Ruchu Autonomii Śląska.

W Śląskim Urzędzie Wojewódzkim toczą się 32 postępowania o uznanie za niezgodne z prawem odebranie majątków ziemskich na podstawie dekretu o reformie rolnej.

- Wnioski dotyczą m.in. zespołu pałacowo-parkowego w Złotym Potoku i majątku w Pilicy. Badamy też sprawy pojedynczych działek - mówi Daria Kolonko, dyrektor Wydziału Nadzoru Właścicielskiego.

Majątek w Złotym Potoku to park założony w XIX wieku i pałac Raczyńskich, w którym obecnie jest muzeum. Ostatni właściciel, hrabia Karol Raczyński (wnuk Zygmunta Krasińskiego), zmarł w Łodzi w 1945 r. Dziś sprawiedliwości szukają jego spadkobiercy.

Majątek w Pilicy po wojnie był siedzibą domu dziecka i zakładu wychowawczego dla młodzieży. W 1989 r. pałac i park kupiła Barbara Piasecka-Johnson. Nowy właściciel, który nabył majątek w dobrej wierze, to dla spadkobierców kolejna komplikacja.

- My orzekamy tylko czy dany majątek podlegał pod dekret o reformie rolnej, czy został przejęty przez państwo niezgodnie z prawem. Decyzja wojewody otwiera drogę do odzyskania majątku lub zadośćuczynienia finansowego - podkreśla dyrektor Kolonko.

W kraju lista zagrabionych dóbr ma ponad 200 tys. pozycji. Roszczenia spadkowe do każdej z nich ma średnio od 5 do 10 osób. Wnioski dotyczą budynków, mieszkań, piekarni, warsztatów rzemieślniczych, gospodarstw rolnych, maszyn, a nawet instrumentów.

Jerzy Klechta: Reprywatyzacja po polsku



Problem poznałem zajmując się sprawami krewnych. Obowiązuje zasada: zmęczyć delikwenta. Delikwent to przeważnie osoba starsza, a nawet bardziej niż starsza. Urzędy III RP postępowały dotąd w sprawie roszczeń odszkodowawczych i reprywatyzacyjnych tak, aby nie naruszając prawa, omijać szeroki łukiem moment decyzyjny. Petenta nie wyrzucano za drzwi, nawet się do niego uśmiechano, krótko mówiąc - brano na przeczekanie. Zakładano – śmiem twierdzić - że problem rozwiąże się sam, biologicznie. Doświadczenie zdobyłem w walce o odzyskanie rekompensaty za utracone mienie zabużańskie. Gdy już byłem w przededniu otrzymania ostatecznej, pomyślnej zresztą decyzji, moja bliska krewna – gdyż to ona była spadkobierczynią - zmarła. Miała 90 lat. Walka trwała lat 15. W sprawach zabużańskich przeszło 90 proc. petentów to ludzie bardzo starzy.
W tych dniach Ministerstwo Skarbu podjęło decyzję o wstrzymaniu prac nad ustawą reprywatyzacyjną. Zasłanianie się kryzysem jest tyle głupie, co krótkowzroczne..
Żądania reprywatyzacyjne nie znajdują społecznego aplauzu, to fakt. Polak nie jest wcale Polakowi bratem, zwłaszcza temu, który może stać się bardziej zasobny. O tym politycy i wysokie urzędy wiedzą. Wiedzą więc, że jeśli reprywatyzację potraktują po macoszemu, nie stracą głosów podczas wyborów. A może nawet zyskają.
Zawieszenie prac nad ustawą reprywatyzacyjną dotyczy wszystkich. Także roszczeń majątkowych Żydów – ofiar Holocaustu i ich spadkobierców. A zatem – rozumując logicznie – zaakceptowane zostało to, czego sprawcami byli okupanci niemieccy. Jednocześnie zaakceptowane zostały decyzje stalinowskiego reżimu Bolesława Bieruta, gdy to polskim właścicielom z dnia na dzień zabrano ich własność.
Najjaśniejsza Rzeczpospolita wybrała złą drogę. Zablokowanie prac nad ustawą reprywatyzacyjną jest złamaniem podstawowego prawa w demokracji, prawa do własności.
Jest chowaniem głowy w piasek. Prędzej czy później decyzja ta obróci się przeciwko Polsce. Po pierwsze, jest to decyzja – aczkolwiek podjęta w mocy „prawa” - bezprawna . Po drugie jest to decyzja nieetyczna. Zasłanianie się kryzysem – gdy rząd mówi o samych swoich sukcesach - jest hipokryzją.

Jerzy Klechta

Rząd złamie własną obietnicę? "To czyste złodziejstwo"



Dla większości byłych właścicieli wstrzymanie prac nad ustawą o odszkodowaniach za znacjonalizowane mienie to koniec złudzeń o odzyskaniu chociażby części zagrabionych po wojnie majątków. Szykowane od 2008 roku przez rząd przepisy zakładały, że Skarb Państwa wyasygnuje na rekompensaty dla nich 20 mld zł, czyli zaledwie 20 proc. tego, na ile wyceniana jest rzeczywista wartość zagrabionego majątku.
Około dwóch milionów Polaków ma w obecnej sytuacji dwa wyjścia: pogodzić się ze stratą i zapomnieć o sprawie albo domagać się zwrotu majątku bądź rekompensaty przed sądem.
Gdyby rząd dotrzymał słowa, wypłata odszkodowań ruszyłaby już w przyszłym roku. Jednak kilka dni temu Ministerstwo Skarbu przerwało prace nad projektem. Oficjalny powód: jego realizacja mogłaby zakończyć się katastrofą finansów publicznych. Z analizy wykonanej przez Ministerstwo Finansów wynika, że wejście w życie ustawy i konieczność wypłaty rekompensat zwiększyłyby dług publiczny nawet o 1,1 punktu procentowego w relacji do PKB i groziłoby nam przekroczenie 60-proc. progu ostrożnościowego.
– To czyste złodziejstwo – komentuje decyzję rządu Michał Sobański, jeden z byłych właścicieli ziemskich. – Rząd Tuska jak może blokuje każdą próbę odzyskania zagrabionego po wojnie mienia. W efekcie albo musimy je wykupywać, zadłużając się w bankach, albo pogodzić się z jego utratą – mówi.
O złej woli rządu świadczyć ma m.in. ostania decyzja premiera, zgodnie z którą Agencja Nieruchomości Rolnej ma prawo do wystawiania na sprzedaż znacjonalizowanej dziesiątki lat temu ziemi, do której prawo roszczą sobie jej byli właściciele. Ostatnio kilkudziesięciu członków Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego dostało pisma z informacją, że jeżeli nie skorzystają z prawa pierwokupu po cenie rynkowej, to ich byłe majątki zostaną wystawione na sprzedaż. – Pozostało mi tylko wystąpić o unieważnienie decyzji o przejęciu ziemi przez władzę ludową. Nawet jeżeli przegram, to zablokuję sprawę na kilka lat – mówi Sobański.
Reprywatyzacja to największa porażka polskiej transformacji. Większość ekonomistów, prawników i socjologów zgodnie twierdzi, że ostatnia decyzja rządu na zawsze pogrzebie szansę rozwiązania tego problemu. – Reprywatyzację można było zacząć już pod koniec lat 90. Wówczas większość zwrotów można było przeprowadzić w naturze. Odstąpiono od tego, powołując się na trudną sytuację finansów publicznych i gospodarki. Obecny rząd powtarza ten błąd – uważa prof. Jadwiga Staniszkis.
Tymczasem w zasobach Agencji Nieruchomości Rolnych, samorządów, a także Agencji Mienia Wojskowego znajdują się setki tysięcy hektarów i tysiące nieruchomości, które dziś leżą odłogiem i popadają w ruinę. W kasie państwa i gmin brakuje pieniędzy nie tylko na ich remonty, lecz nawet na bieżące utrzymanie. W miarę jak zanikają, kurczy się szansa na odbudowanie w Polsce silnej klasy średniej.

W jaki sposób można odzyskać utracone mienie
W przypadku wydanych decyzji nacjonalizacyjnych można składać wnioski o stwierdzenie ich nieważności w trybie art. 156 – 160 kodeksu postępowania administracyjnego. W sytuacji gdy przejmowano mienie na rzecz państwa z mocy ustawy, czyli bez wydania decyzji nacjonalizacyjnej, można wnieść w trybie administracyjnym o wydanie postanowienia, że decyzja nie podlegała uregulowaniom dekretu o reformie rolnej. Na drodze sądowej można wnieść o ustalenie prawa własności, a w drodze powództwa windykacyjnego o wydanie nieruchomości. W innych przypadkach przejęcia, np. gorzelni znajdujących się w majątkach ziemskich, właściwa jest droga sądowa o ustalenie prawa własności w trybie art. 189 kodeksu postępowania cywilnego.
Grzegorz Osiecki Ewa Wesołowska
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna

Ojcowizna.



 Na mocy stalinowskiego dekretu PKWN z dn. 6.IX.1944 r. państwo przejęło bez odszkodowania wszystkie majątki ziemskie. Wraz z nieruchomościami konfiskacie podlegał cały inwentarz żywy, zasiewy oraz wszelkie ruchomości jak meble, obrazy, dzieła sztuki, książki i przedmioty użytku osobistego.  Właściciele ziemscy pozbawieni zostali nie tylko podstaw egzystencji ekonomicznej ale także wyrzuceni ze swoich miejsc zamieszkania / dworów, pałaców /. Komuniści zakazali im osiedlania się na terenie powiatu, na którym znajdował się majątek. Ograbionych ze swojej ojcowizny zostało ok. 350 tys. osób.  Na podstawie podobnych dekretów zostali pozbawieni majątków właściciele fabryk‚ banków‚ kamienic‚ aptek‚ lasów‚ papierów wartościowych. Oznacza to‚ że na rozkaz Stalina obrabowano prawie 10 procent ludności Polski‚ czyli ok. 2 mln osób.
   Przeprowadzenie reformy rolnej w Polsce miało spełnić funkcję  polityczną, a nie ekonomiczną. Dążono do zniszczenia ziemiaństwa, jako patriotycznie nastawionego, najlepiej wykształconego środowiska. Celem dekretu była likwidacja ziemiaństwa  jako najważniejszego wroga i liczącej się przeszkody w sowietyzacji kraju oraz podważenie prawnego i moralnego porządku społecznego, opartego na  prawie własności. Ziemiaństwo stanowiło zagrożenia dla systemu komunistycznego i planów Stalina dotyczących całkowitego zniewolenia Polski.
Najstarsze rody polskie zostały wyrzucone z ojcowizny. Zniszczony został dorobek kulturalny pokoleń polskiej inteligencji. Nieliczne dwory i pałace, które po 1989 roku wróciły do potomków przedwojennych właścicieli, nie zostały przez państwo oddane lecz zmuszono właścicieli do ich  kupowania lub właściciele wygrali proces w Strasburgu.
W 2008 r. w rejestrach zabytków jest ok. 2.700 dworów i 2.000 pałaców.  3.700 znajduje się w stanie ruiny, radykalnej przebudowy lub totalnego ogołocenia (wycięcie parku, pozbawienie całej infrastruktury gospodarczej). Z dużą dozą dobrej woli można uznać, że dziś 160 dworów i 80 pałaców  zachowało walory architektoniczno-historyczne, nawiązujące do stanu oryginalnego, czyli nieco ponad 1% stanu z 1939 r. Nie ma ani jednego całego założenia pałacowego lub dworskiego z funkcjonującą infrastrukturą, które przetrwałoby czasy PRL-u. Około 1000 dworów i pałaców dałoby się jeszcze uratować.
Polska jest jedynym krajem Unii Europejskiej, w którym nie respektuje się praw własności. Nie przeprowadzono reprywatyzacji i nie zwrócono zagrabionej przez państwo ojcowizny. Polski   parlament nie zdobył się dotychczas na uchwalenie ustawy reprywatyzacyjnej. W Polsce w dalszym ciągu obowiązują stalinowskie dekrety.
 M. Rydel
    Felin
    Majątek moich Rodziców Felin znajduje się na Litwie kowie
    ńskiej, jest usytuowany w pobliżu rzeki Niewiaży, pomiędzy Kiejdanami a Poniewieżem. Była to posiadłość 500 hektarowa. Po uzyskaniu przez Litwę niepodległości w roku 1918 majątki rozparcelowano (w 90% należały do Polaków) pozostawiając właścicielom od 80 do 150h. Utrzymanie się na tak małym areale było możliwe z tej racji, że browary i gorzelnie pozostały w naszych rękach. Dzięki uprawie jęczmienia słodowego i ziemniaków z dużą zawartością skrobi, możliwe było utrzymanie majątku i służby, która składała się z 3 rodzin ordynariuszy i rodziny szeryka (pastucha) oraz 2 służących (pokojówki i swiniarki). Do dojenia krów zobowiązana była rodzina szeryka. Na rodzinnych zdjęciach uwidocznieni są członkowie rodu Gosztowttów, od pradziadków do mnie. Na zbiorowych zdjęciach myśliwych uwidocznieni są poza Gosztowttami ziemianie powiatu Kiejdańskiego i Poniewieskiego. 
    Janusz Gosztowtt
    Oficer wojska Polskiego.

    Reprywatyzacja.

    Fot. ze zbiorów J. Gosztowtt właściciel wraz z rodziną usunięty z majątku.



    Reprywatyzacja to proces polegający na zwrocie uprzednim właścicielom (ich następcom prawnym-spadkobiercom) mienia przejętego przez państwo w drodze nacjonalizacji lub wywłaszczenia .

    Nieruchomości ziemskie zostały przejete na podstawie dekretu z dnia 6 września 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej, na mocy którego państwo weszło w posiadanie wielu majątków ziemskich o rozległych powierzchniach wraz z mieniem ruchomym i przedsiębiorstwami przemysłu rolnego.

    Obecnie bezprawność wymienionych powyżej aktów nacjonalizacyjnych jest podstawą roszczeń byłych właścicieli oraz ich spadkobierców o naprawienie skutków tych zdarzeń, chociaż w wielu przypadkach spowodowały one nieodwracalne zmiany w prawie własności.

    Polska jest jedynym krajem w Europie Środkowo- Wschodniej, w którym po 1989 r. w pełni nie przeprowadzono procesu reprywatyzacji. Obecnie można jedynie mówić o tzw. „małej reprywatyzacji”, czyli zwrocie mienia w naturze lub odszkodowaniu za jego przejęcie na podstawie ostatecznych decyzji administracyjnych czy prawomocnych orzeczeń sądu. Jednakże dotyczy to jedynie tych przypadków, gdy przejęcie mienia było bezprawne (np. brak podstawy prawnej czy przekroczenie granic nacjonalizacji).

    Przepisy Kodeksu postępowania administracyjnego dają możliwość uchylenia krzywdzącej decyzji administracyjnej, która spowodowała utratę mienia, lub uznanie takiej decyzji jako wydanej w sposób sprzeczny z prawem. W każdym z tych przypadków były właściciel oraz jego spadkobiercy mają możliwość odzyskania utraconego mienia w naturze lub uzyskania stosownego odszkodowania. 

    W zależności od końcowej decyzji w postępowaniu administracyjnym, byłemu właścicielowi przysługuje określone roszczenie. W przypadku, gdy została wydana decyzja stwierdzająca nieważność decyzji o przejęciu mienia, oznacza to, że państwo nigdy nie stało się właścicielem przedmiotowego mienia, a jedynie objęło je w bezumowne faktyczne władanie. Wtedy właścicielowi przysługuje roszczenie o wydanie mienia.

    Roszczenie o odszkodowanie przysługuje właścicielowi w przypadku stwierdzenia nieważności decyzji nacjonalizacyjnej w sytuacji, gdy niemożliwe jest odzyskanie mienia w naturze oraz w przypadku, gdy organ administracyjny ograniczy się do stwierdzenia, że decyzja nacjonalizacyjna została wydana z naruszeniem prawa, ale nie można stwierdzić jej nieważności z powodu zaistnienia nieodwracalnych skutków prawnych.